StoryEditor

Róże z sentymentu

25.09.2015., 10:04h
Przyzwyczajenie jest drugą naturą człowieka. Wielu gospodarzy uprawia coś z sentymentu. Czy ma to uzasadnienie ekonomiczne? Krzysztof Święciaszek, producent warzyw z Ożarowa Mazowieckiego uważa, że tak.

W latach dziewięćdziesiątych pan Krzysztof uprawiał trzydzieści tysięcy kalafiorów w jednym rzucie. Dziś, jak mówi, robi to bardziej z przyzwyczajenia. – Kiedyś sprzedawałem dwa, a czasem i trzy tysiące kalafiorów dziennie – wyjaśnia. – Łatwiej było znaleźć odbiorów, np. na giełdzie w Broniszach, w okolicy działało też kilka hurtowni. Dziesięć lat temu sytuacja się zmieniła. Przekalkulowałem i postanowiłem zwiększyć areał uprawy brokułów. Co roku zajmują powierzchnię około 10 ha. Kalafiory uprawiam na mniejszej powierzchni. Sadzę po 12,5 tys. rozsady w sześciu terminach. Nie zrezygnowałem z tej produkcji, bo w rolnictwie ważna jest dywersyfikacja. Do tego właśnie przydają mi się kalafiory.

Zmiany, o których wspomina gospodarz są wynikiem zmian w strukturze rynku warzyw w naszym kraju. W ostatnich latach sieci handlowe rozwijały się niezwykle dynamicznie, tworząc listę własnych dostawców. W efekcie wiele hurtowni musiało zawiesić działalność. Coraz częściej mówi się też o „śmierci” rynków hurtowych.

Swojego rodzaju monopolizacja rynku przekłada się na coraz trudniejszą sytuację producentów warzyw. Sieci handlowe konkurują ze sobą przede wszystkim ceną, przerzucając koszty tej konkurencji na dostawcę. W efekcie spada opłacalność produkcji warzyw. Rosną też wymagania jakościowe, chociaż za towar wysokiej jakości nikt nie chce zapłacić więcej. – Handel kalafiorami na świeżym rynku jest ryzykowny – mówi pan Krzysztof. – Wymagania jakościowe są wysokie, a róż nie da się przechować dłużej niż 3–5 dni, szczególnie w czasie upałów. Po tygodniu przetrzymania można im podciąć głąb, odświeżyć. Niestety, po kilku dniach od zbioru liście zaczynają żółknąć i handlowcy mają poważny problem ze sprzedażą takiego towaru.

Sytuację pogarsza fakt, że rynek jest bardzo niestabilny. Obecnie uprawiam tylko tyle kalafiorów ile, bez większych trudności, jestem w stanie sprzedać spółdzielni ogrodniczej, z którą współpracuję. Uprawa na dużym areale to duże ryzyko.

Alternatywą dla kalafiorów na świeży rynek jest eksport. Niestety, jak przekonuje pan Krzysztof, to ostatnie rozwiązanie nie musi być, i często nie jest, bardziej korzystne. Kalafiory na eksport pakowane są po sześć sztuk do bezzwrotnych skrzynek, tzw. łuszczek. W czasie słonecznej, ciepłej pogody i tzw. wysypu cena samego opakowania może stanowić nawet dwie trzecie ceny kalafiorów. W takiej sytuacji producenci nie mogą liczyć na zysk, a jedynie na zwrot kosztów produkcji. Więcej w numerze 8/2015 WiOM, s. 32-35. Agnieszka Majewska

20. kwiecień 2024 14:44