StoryEditor

Rolnictwo miejskie może być całkiem wydajne, ale czy opłacalne?

Przeprowadzona w Wielkiej Brytanii analiza wykazała, że miejscy ogrodnicy całkiem nieźle sobie radzą pod względem uzyskanych plonów i ich jakości. Ale czy taka forma uprawy owoców i warzyw jest opłacalna?

W ciągu ostatnich lat do łask wracają ogródki warzywne w miastach na całkiem szeroką skalę. Mieszkańcy wykorzystują każdy kawałek działki, balkonu, a nawet dachu. Tradycyjne ogródki działkowe łączą się z pionowymi formami „uprawy” roślin w mieszkaniach. Wielu konsumentów wychodzi z założenia, że „swoje jest lepsze”. Ale na ile taka forma rolnictwa miejskiego jest efektywna? Czy da się w ten sposób wyprodukować wystarczającą ilość  żywności?

Naukowcy z University of Sussex przeprowadzili dwuletnie badanie wśród „miejskich rolników” w Brighton i Hove, sąsiednich, nadmorskich miastach w Wielkiej Brytanii o łącznej populacji ok. 300 000 mieszkańców. W sumie przeanalizowano dane o plonach zebrane od 34 osób. Niektóre z nich wykorzystują przydomowe ogrody, ogródki działkowe, balkony, dachy i inne skrawki zieleni, gdzie tylko da się wcisnąć z zagonem warzyw.

Całkiem spory plon, ale co z nakładami?

Według jednego ze starszych badań Uniwersytetu Rutgers, miejscy warzywnicy byli w stanie zebrać średnio około jednego kilograma owoców i warzyw na metr kwadratowy gruntu, co oznacza plon poniżej średniego dla drobnych rolników. Nadal jednak statystycznie jest to porównywalne z rolnictwem konwencjonalnym na małą skalę, a jak zaznaczają badacze, często plony było o wiele wyższe.

Niektóre uprawy plonowały na poziomie 10 kilogramów na metr kwadratowy – w zależności od umiejętności, doświadczenia i konkretnych działań i decyzji ogrodnika. Warto również zauważyć, że do badania zgłosiło się 160 osób, uprawiających warzywa i owoce w mieście, a tylko 34 najwytrwalsze faktycznie podzieliło się swoimi plonami i wiedzą.

Dane nie kłamią – rolnictwo miejskie uzyskuje od lat całkiem dobre wyniki. Drobni miejscy ogrodnicy mają zwykle zaskakująco wysokie plony, zużywają znacznie mniej pestycydów i nawozów niż komercyjne gospodarstwa i bardzo wydajnie wykorzystują małe przestrzenie.

Niemniej jednak są również wyjątkowo nieefektywni w wykorzystaniu nakładów finansowych i pracy. Ogrodnik pracujący nad kilkoma buraczkami może uzyskać całkiem dobre wyniki, ale koszt tych roślin – które prawdopodobnie zostały zakupione jako sadzonki i są droższe niż nasiona – oznacza, że ​​ogólna wydajność produkcji nie jest szczególnie wysoka.

Dom dla zapylaczy

To konkretne badanie koncentruje się na zaletach uprawy miejskiej: wysokich plonach i wysokiej jakości upraw. Pojawia się tutaj równie interesujący i pozytywny aspekt miejskiego ogrodnictwa.

Badacze poprosili respondentów o zaznaczenie zauważonych przez nich zapylaczy. Co ciekawe, zauważyli mnóstwo owadów, w sumie około 2000 zapylaczy. Ogrodnictwo przydomowe raczej nie wpłynie na gęsto zaludnione miasta, w których przestrzeń użytkowa jest na miarę złota, ale w miastach takich, jak te badane w Anglii, aspekt pojawiających się w sporych liczbach zapylaczy jest niezwykle pozytywny.

Ostatecznie, ogródki miejskie i przydomowe, chociaż nie wyżywią miejskiej ludności, nawet przy wysokiej jakości plonu, mogą być świetnym kołem ratunkowym dla pszczół – i nie tylko. Rolnikom uprawiającym warzywa i owoce komercyjnie nie grozi więc wycofanie na rzecz nowoczesnych, niszowych źródeł roślin. Tymczasem ogrody miejskie mogą stać się świetnymi domami dla zapylaczy.

al na podst. ModernFarmer
fot. EnvatoElements

19. kwiecień 2024 13:51