StoryEditor

Truskawka w czekoladzie

– Za każdym koszyczkiem stoję ja – mówi Manfred Skrzypczyk. Robię tylko deser, sprzedawany głównie w okolicy. Muszę robić tak, żeby moja podobizna w kapeluszu kojarzyła się z dobrą, smaczną truskawką.

Profesjonalny byt truskawek w tym gospodarstwie trwa już 21 lat. Rodzina Skrzypczyków umie wyprodukować jakościowe owoce. Dlatego nie dziwi wybór tego właśnie gospodarstwa na miejsce promocji truskawki – jednego z superowoców. 

Kampania „Czas na polskie superowoce!” to wspólny projekt organizacji branżowych i grup producentów. Promuje współpracę i zaangażowanie plantatorów w kreowanie popytu. Tym razem Maciej Dolata (Inspire smarter branding) zmobilizował siły wielu zainteresowanych osób do promocji truskawki.

Najpierw plantacja

Każdy z uczestników rozpoczął spotkanie od próby swoich sił w zbieraniu truskawek. Każdy otrzymał tekturową, ologowaną (logo gospodarstwa) łubiankę. Okazało się, że całkiem spora grupka gości była na plantacji owoców po raz pierwszy. I to już był pierwszy plus tego przedsięwzięcia. Uczestnicy pracowali obok pracowników.

Potem dało się słyszeć słowa uznania dla zbierających, pracujących codziennie od bardzo wczesnych godzin porannych i tak, jak podczas spotkania (w poniedziałek 21 czerwca) w temperaturze 33 st. C. I to drugi plus – takie owoce muszą kosztować – takie wnioski wyciągano.

Po trzecie truskawka nie była bezimienna. Podstawą w tym gospodarstwie jest Rumba. Gospodarz nazwał ją po imieniu. Na innym polu była odmiana Falco, na kolejnym Verdi. Warto było posłuchać opinii na ich temat. Manfred Skrzypczyk również testuje obecnie odmiany: Falco i Verdi.  

Wiele swoich odczuć nie tylko smakowych przekazywał zebranym Szef Kuchni, zwycięzca MasterChief, prowadzący program w TVN – Mikołaj Rej.

Uczta dla zmysłów

Przez żołądek do serca. Ta stara prawda sprawdza się również w promocji superowoców. Truskawki z Księżego Lasu królowały na stołach w drugiej części spotkania. Wówczas głos już mieli wytrawni znawcy smaków w osobach wspomnianego już Mikołaja Reja, Iwony Zmysło (zdrowocześni.pl), Łukasza Ziembiewicza (Szefa Kuchni restauracji Pod Platanami), Natalii Ignacek (BlogCzekolady.pl) i Agnieszki Jasińskiej (Kulinarne Nawigacje).

Uprawa kontrolowana

W tym roku w gospodarstwie Skrzypczyków jest 4,10 ha truskawek owocujących i hektar nowego nasadzenia. Przedplonem dla truskawek jest pszenica lub rzepak, po których przychodzi poplon z grochu i owsa. Fosfor i potas są aplikowane pod poplon przyorany jesienią. Luty to czas pobierania prób gleby (drugi termin przypada w sierpniu). Dzięki zastosowaniu GPS, próby są pobierane zawsze w tym samym miejscu. Badania gospodarz powierza OSCHR w Gliwicach. Każda odmiana jest traktowana indywidualnie. Właściciel podaje areał każdej z nich, prosząc o podanie gotowych zaleceń nawozowych w zakresie górnych zasobności. Przykładowo, badanie gleby na polu trzecim – 1 ha odmiany Rumba – wykazało konieczność aplikacji 82 kg azotu, 48 kg K2O oraz 1680 kg CaO. Nie było konieczne stosowanie fosforu i magnezu. Zalecono wysiew 250 kg saletry amonowej, 100 kg siarczanu potasu i 1500 kg kredy.

Na półhektarowym polu odmiany Magnus stwierdzono niedobory: azotu (90 kg N/ha), fosforu (48 kg P2O5/ha) i wapnia (1965 kg/ha). Zalecono wysiew (na 0,5 ha) 125 kg saletry amonowej, 50 kg Polidapu oraz 750 kg kredy. Jednak mając na względzie niższe, niż pozostałych odmian, zapotrzebowanie Magnusa na azot gospodarz zmniejszył dawkę azotu – z zalecanych 90 kg/ha – do 30 kg.


Maciej Dolata i Manfred Skrzypczyk

Ma być smaczna

– Rumbę mamy od dawna, kiedy jeszcze była oznaczona tylko numerem – wspomina pan Manfred. I to ona zajmuje nadal największą powierzchnię. Uprawiamy tylko truskawkę na deser, więc liczy się jej smak. Kiedy był jeszcze Honeoye obok Rumby, klient zawsze wybierał tę drugą. Mamy po pół hektara trudnej w uprawie odmiany Dahli i późnej Magnus (dawniej pod numerem 10-81-17), która ma być następczynią Malwiny, trochę więcej (0,6 ha) Malwiny oraz na próbę po 2000 sztuk odmiany: Falco i Verdi. Jest też 30 arów powtarzającej Florentyny. 

– Uprawy każdej odmiany trzeba się uczyć – stwierdza plantator. Na przykład pod Magnusa nie daję azotu i jest plenniejszy od Malwiny. Testujemy nowości. Uważam, że trzeba zainwestować w sadzonki od profesjonalistów i w nawozy.

Woda i nawóz

Truskawki są sadzone w pojedyncze rzędy co 1,1 m. Wzdłuż każdego rzędu jest poprowadzona taśma T-tape. Dwa ary nowych odmian Verdi i Falco gospodarz wyściółkował czarną folią na podwyższonych zagonach, ale nie będzie kontynuować tej technologii z powodu trudności w oczyszczaniu roślin. Pozostały areał jest obsadzony na płask i ściółkowany słomą pszenną (warstwa grubości ok. 7–8 cm). – Mamy ścielarkę do słomy na małe kostki – mówi pan Manfred. Chwasty niszczy glebogryzarka dwusekcyjna (rząd roślin znajduje się w środku) Breviglieri. Do ochrony służą dwa opryskiwacze – Hardi i Termit.

Żywot jednego nasadzenia (z sadzonek frigo) w tym gospodarstwie trwa 3–4 lata, zależnie od kondycji roślin. – Jesteśmy przygotowani na przykrycie całości plantacji agrowłókniną, ale bardziej nam chodzi o nieprzemarznięcie roślin niż o wczesność – stwierdza plantator. Całość nasadzeń ubezpieczamy od gradobicia.

Plantacja jest fertygowana. Przez linie dawkowany jest na przykład azot czy siarczan magnezu. Na start truskawki dostają Fertiactyl Starter, stymulujący rozwój systemu korzeniowego.

– Stosujemy też nawozy z dodatkiem substancji biostymulujących – przed kwitnieniem Fertleader Axis oraz Maxifruit, podczas kwitnienia – Fertileader Gold-BMo, w trakcie kształtowania owoców dajemy Fertleader Vital. Tuż przed zbiorami i w trakcie zbiorów dostarczamy roślinom aminokwasy, wapń, potas, azot i bor w postaci nawozu Fertileader Elite. Korzystamy z doradztwa firmy nawozowej, której przedstawiciel sprawdza stan odżywienia roślin, używając fluorymetru (określa indeks fotosyntezy i na długo przed wystąpieniem zauważalnych objawów niedoborów pozwala na stwierdzenie niedoborów składników pokarmowych).

Nie musi być tanio

– Zbieramy tylko owoce dojrzałe – to jest m.in. gwarancja smaku – mówi gospodarz. I tylko rano, po czym owoce są przewiezione do chłodni. Na polu jestem codziennie. Zawsze chodzę w kapeluszu, stąd kapelusz na naszym logo. Trzeba się jakoś odróżniać. Zadrukowane kartony zamawiamy w Mikołowie. Naszych koszyczków nie stroimy, na wierzchu i w środku jest taki sam towar i na to bardzo uczulamy zbierających. Nasze owoce trafiają do wielu sklepów spożywczych, na stragany przy drodze i są sprzedawane z domu. Każdego dnia ustalamy cenę i jest ona jednakowa dla wszystkich odbiorców. Obecnie sprzedajemy po 11 zł za kilogram i chętnych nam nie brakuje – podsumowuje plantator.

Katarzyna Wójcik
25. kwiecień 2024 03:12